
Ilustracja: Flavia – inspirowane Magritte’em, wygenerowane z pomocą AI
Jeszcze niedawno Elon Musk był prominentnym darczyńcą kampanii Donalda Trumpa, a nawet wszedł w skład nowo utworzonego rządowego „Departamentu Efektywności” (DOGE), którego celem miało być uporządkowanie finansów publicznych USA.
Gdy Trump – wbrew wcześniejszym deklaracjom – przeforsował One Big Beautiful Bill Act (ustawę, która zwiększa deficyt budżetowy i ogranicza wsparcie dla zielonych technologii), Musk gwałtownie zareagował. Publicznie skrytykował ustawę, nazwał ją „obrzydliwą abominacją”, wezwał do jej odrzucenia, a nawet – na krótko – wspomniał o impeachmentcie Trumpa.
Trump nie pozostał dłużny: zagroził odebraniem kontraktów Tesli i SpaceX. Przez chwilę wyglądało to jak medialna wojna tytanów.
Ale czy naprawdę chodziło o pieniądze i władzę?
A może za tym zderzeniem stało coś znacznie głębszego?
Nie chodzi o to, kto ma rację
W świecie pełnym nagłówków, gdzie każde starcie staje się spektaklem, łatwo przeoczyć to, co najważniejsze: subtelny ruch energii, który rozgrywa się pod wydarzeniami. W tym sensie konflikt pomiędzy Elonem Muskiem a Donaldem Trumpem – medialnie rozbuchany, pełen oskarżeń, rozczarowań i gwałtownych zwrotów – nie jest po prostu kolejnym odcinkiem politycznego serialu. To lustrzane odbicie kolektywnej lekcji, która właśnie się do nas zbliża – a właściwie: już w nas rezonuje.
Bo nie chodzi o to, kto miał rację. Chodzi o to, z jakiego miejsca działamy, gdy chcemy „coś naprawić”.
Ślepy Entuzjazm
Musk wszedł do przestrzeni publicznej nie tylko jako miliarder czy innowator, ale jako ktoś, kto – być może szczerze — chciał przynieść zmianę. Prędkość jego myśli, niecierpliwość wobec systemowej bezwładności, wizjonerskie podejście — to wszystko rezonuje z archetypem zbiorowego wybawcy, pioniera. Ale nawet najlepsze intencje, jeśli wypływają z przestrzeni niewidocznych, nieprzepracowanych wzorców, mogą doprowadzić nie do przełomu, lecz do pęknięcia.
Pole reaguje nie na nasze deklaracje, lecz na jakość drgań, które nosimy w sobie naprawdę. A działanie z poziomu nieukojonego żalu, niespełnionej ambicji czy kompulsywnego „ratowania” świata — to wszystko pozostaje w przestrzeni i odbija się echem. Czasem gwałtownie. Czasem boleśnie.
Dążenie bez umiaru
W kolektywnej historii cywilizacji wciąż jeszcze nosimy wzorzec: „pchać do przodu, przesuwać granice, działać mimo wszystko”. To stara pieśń postępu – i jednocześnie pułapka. Bo jeśli działanie staje się przymusem, a nie naturalnym wypływem wewnętrznego pokoju, to nie niesie ze sobą prawdziwej przemiany. Jedynie nowy poziom zmęczenia, rozczarowania, wypalenia. A może nawet kolejną próbę kontroli świata w imię dobra.
Czy to nie znajome?
Polaryzacja jako echo naszej własnej niepełni
Trump i Musk — jakkolwiek byśmy ich nie oceniali — reprezentują dwa bieguny energii, które współistnieją również w nas:
— potrzeba kontroli i dominacji,
— oraz potrzeba przełamywania granic i zmieniania systemu od środka.
Gdy je odrzucamy — jeden lub drugi — oddzielamy się od części własnej energii. I właśnie dlatego tak łatwo wchodzimy w osądy, narracje o zdradzie, rozczarowaniu, winie.
Ale Żywe Pole nie zna winy. Ono zna tylko prawdę wibracji.
I jeśli dziś coś wybrzmiewa — to wołanie o nowy sposób działania, który nie wypływa z polaryzacji, lecz z balansu.
Nie z impulsu „muszę coś zrobić”, ale z głębokiej obecności, która mówi: „jestem gotowa być z tym, co jest – zanim zdecyduję, co robić”.
Wychodzenie z Ery Patriarchatu
Może właśnie dlatego obserwujemy dziś rozpad wielu dawnych sojuszy i wzorców. Zbliżamy się do kresu epoki opartej na przymusie dominacji, lęku przed błędem, nadmiarowym działaniu i przekonaniu, że wartość mierzy się w skuteczności. To są wzorce Ery Patriarchatu – długiego cyklu, który powoli dobiega końca.
To nie jest „zła” epoka. Ale była oparta na przewadze energii męskiej, myśleniu polaryzacyjnym, oderwaniu od subtelnego prowadzenia Pola.
Czas przestać walczyć. Czas uczyć się czułego współistnienia z tym, co się wydarza — i działania z poziomu widzenia całości.
Wszystko może być nauczycielem
Konflikt nie zawsze jest porażką. Czasem jest lustrem, które zatrzymuje nas w biegu, byśmy zobaczyli, że stare sposoby działania już nie rezonują. To nie znaczy, że mamy przestać działać. To znaczy, że najpierw warto osadzić się w wewnętrznej równowadze. Wrócić do centrum. Do Pola. Do tego miejsca w sobie, które nie potrzebuje zwycięstwa, ale potrzebuje prawdy.
Nie jesteśmy tutaj po to, by rozstrzygać, kto ma rację. Ani po to, by wycofywać się z życia. Żywe Pole zaprasza nas do czegoś subtelniejszego:
do wewnętrznego ruchu, który widzi świat takim, jaki jest — i jednocześnie nie traci własnej wrażliwości.
Może właśnie w takich momentach — gdy stare porządki drgają i pękają — mamy szansę zadać sobie inne pytania niż te, które podsuwa logika konfliktu.
Pytania, które nie służą analizie, ale delikatnemu rozpoznaniu:
— Czy to, co we mnie działa, płynie z zaufania — czy z przymusu?
— Czy moje pragnienie zmiany jest zakorzenione w ciele, czy napędzane przez lęk?
— Czy umiem jeszcze nie wybierać strony, lecz zaufać głębszemu porządkowi?
Nie musimy znać od razu odpowiedzi. Czasem samo postawienie pytania we właściwym miejscu jest początkiem przesunięcia.
A może właśnie od tego zaczyna się nowa era — nie od spektakularnych zwrotów, lecz od cichej decyzji, że będę patrzeć głębiej. Że nie chcę już działać wbrew sobie, nawet jeśli świat krzyczy.
Że wybieram kontakt z Polem. Nawet w chaosie. A może właśnie przede wszystkim – w chaosie.
Agnieszko, Dziękuję za ten tekst.
Przyniósł mi dziś ulgę
Cieszę się, że trafiłam na tenderikka.org
Dobrego dnia.
Ania
Dziękuję Aniu! Cieszę się, że tu jesteś!
Żeby pozostać w kontakcie i otrzymywać powiadomienie o nowych tekstach, warto zapisać się do newslettera.
Zapraszam Cię także do ściągnięcia e-booka Żywe Pole, który jest darem ode mnie:
https://tenderikka.org/wp-content/uploads/2025/05/Zywe-Pole.-Flavia-aka-Aga-Czarnecka.pdf
Pozdrawiam ciepło!
Fajnie, że tu trafiłaś.